Dzisiaj opiszemy kilka innych odpowiedzi na to pytanie, na podstawie kilku - bardzo niestandardowych - akcji marketingowych.
W 2008 roku, przed Prima Aprilis, przygotowano specjalną promocję Toyoty Matrix, o nazwie "Your Other You" (ang.: "Twój Inny Ty"), w ramach której można było zrobić sobie żarty ze znajomych. W tym celu należało najpierw udostępnić na stronie internetowej akcji dane przyszłej ofiary żartu, takie jak adres, wykształcenie oraz numer telefonu, a następnie nakłonić ją do wypełnienia testu psychologicznego oraz do wyrażenia zgody na przesyłanie przez Toyotę materiałów promocyjnych.
Materiałami promocyjnymi były spersonalizowane e-maile, SMSy, telefony i przesyłane filmy, którymi ofiara była nękana przez kolejnych pięć dni przez jednego z zatrudnionych przez agencję reklamową "maniaków".
Jedną z ofiar żartu była pani Amber Duick z Los Angeles, z którą skontaktował się Sebastian Bowler, stadionowy chuligan, uciekający w towarzystwie pitbulla z Anglii przed policją - informując ją, że zmierza właśnie do jej domu - znał jej adres i szczegółowe dane. W kolejnych dniach kobieta otrzymywała coraz to nowe informacje o wybrykach Bowlera, a nawet zażądano od niej pokrycia szkód, jakie wyrządził on podczas pobytu w hotelu. Trudno się dziwić, że pani Duick przestraszyła się nie na żarty. Poczucie osaczenia i napięcie spowodowane powstałą sytuacją nie pozwalały jej normalnie funkcjonować.
W tym przypadku na szczęście sprawa skończyła się przesłaniem filmu wyjaśniającego sprawę, wraz ze zdjęciem jej przyjaciela, inicjatora żartu - i pozwaniem agencji reklamowej na 10 milionów dolarów za doznany stres, ale co by było, gdyby jakiś prawdziwy maniak zdobył dostęp do naszych danych? Do zdjęć, filmów i danych przechowywanych na dysku twardym? Sprawa może wydawać się śmieszna tylko do momentu, gdy uświadomimy sobie, że gwałtów, rozbojów i morderstw też nie dokonują "przeciętni ludzie" - a jednak więzienia i szpitale psychiatryczne są pełne dowodów, że istnieją ludzie nie życzący innym dobrze...
Dane pani Duick zostały udostępnione przez jej przyjaciela w specjalnym miejscu, gdzie należało oczekiwać, że zostaną wykorzystane w niedobrym (dla pani Duick) celu. Co jednak danymi, których wcale nie chcielibyśmy, żeby znały niepowołane osoby z ulicy? A może sami umożliwiamy ich zdobycie? Febelfin, organizacja zrzeszająca belgijskie instytucje finansowe postanowiła zrobić akcję pokazującą przykładowe użycie naszych danych przez osoby niepowołane.
W tym celu w Brukseli ustawiono wielki namiot, do którego zapraszano losowo wybranych przechodniów. W środku spotykali się z mężczyzną przedstawianym im jako jasnowidz Dave, przygotowujący się do poprowadzenia nowego telewizyjnego show. Po krótkim wstępie Dave przeprowadzał na nich seans jasnowidzenia - zaczynał od miejsca pochodzenia, szkół do których uczęszczali, znał imiona i nazwiska najlepszych przyjaciół. Mówił o chorobach na jakie cierpią, o ukrytych tatuażach, o ilości kochanków. Na końcu przechodził do spraw finansowych - wiedział jak wygląda ich dom, czy go sprzedaje - za ile, zgadywał kto jeździ na motorze, kto i ile wydał na alkohol, albo ubrania, mówił im numery ich kont bankowych i dowodów osobistych...
Skąd to wszystko wiedział? Otóż oni wszyscy sami to wcześniej udostępnili o sobie na tym, czy innym portalu społecznościowym, stronie www, czy w komentarzach na różnych forach - podczas gdy Dave rozmawiał z tymi osobami, jego pomocnicy w kilka minut znajdowali i przekazywali mu informacje - często bardzo intymne. Przechodnie mogli się cieszyć, że Dave nie miał złych zamiarów... ani dostępu do ich dysków twardych, bo ich przerażenie mogłoby być jeszcze większe...
Z jeszcze mniej ciekawą sytuacją zmierzył się 35-letni Tom Degroote z Brugii, który, według zapewnień agencji reklamowej, nie miał pojęcia, że bierze udział w prowokacji i że jest filmowany ukrytą kamerą. Febelfin, zachęcona zainteresowaniem filmem o jasnowidzu Dave, postanowiła pójść jeszcze kilka kroków dalej.
Pewnego dnia Tom Degroote otrzymał i przyjął na Facebooku zaproszenie od nieznajomego, dzięki czemu udostępnił mu wiele informacji o sobie - swoje zdjęcia i informacje osobiste. Nieznajomy wysłał mu też spreparowany e-mail od jego prawdziwego banku, dzięki czemu poznał kilka potrzebnych szczegółów. Jedną z informacji jakich potrzebował do przejęcia i wyczyszczenia konta bankowego Toma Degroota było gdzie poznał on swoją partnerkę. Dzięki wpisom na Facebooku ustalenie tego było bardzo łatwe.
Być może "zwykły" przestępca w tym miejscu by się zatrzymał - w końcu mógł ogołocić konto swojej ofiary. Ale Febelfin chciało pokazać, że przestępcy mogą na tym nie poprzestać - że mogą próbować "przejąć życie" ofiary. Wynajęty aktor skorzystał z usług protetyki twarzy, upodabniając się zewnętrznie do Toma i po okresie testów, gdy rozmawiał z jego znajomymi podszywając się pod niego, i publikując na jego profilu zdjęcia z imprez, w których wziął udział jako on, zaczął robić psikusy. Na początku zarezerwował w jego imieniu 4 pokoje hotelowe, potem kupił antyczną harfę - za pieniądze Toma, 15.000 euro - i przysłał mu ją do domu, a przed jego domem podpisał się jako on kurierowi. W tym miejscu w filmie następuje szczęśliwe zakończenie, gdy ujawnia się Tomowi i wyjaśnia co się działo... ale w prawdziwym życiu ciężko byłoby tego oczekiwać. Te wszystkie problemy wynikły dla Toma wyłącznie dlatego, że zbyt łatwo podzielił się publicznie swoimi danymi - co byłoby gdyby przestępca miał dostęp do danych z jego dysku twardego, których nie chciał on upublicznić nawet znajomym z Facebooka?
Źródła: marketing-news.pl; marketing-news.pl
Projekt i realizacja Spectrum Marketing 2022 | Wszelkie prawa zastrzeżone
CERTYFIKOWANY INSTYTUT NISZCZENIA DANYCH SP. Z O.O.
Bielawa | ul. Ostroszowicka 11
Łódź | Al. 1 Maja 87